27.03.2005 :: 20:32
Chciala napisac poetycko, ale nie umiala...bylo zwyczajnie mnostwo bolu i cierpienia, lez i smutku...umarl. Umarl- to takie ludzkie. Szla parkowa alejka powoli budzila sie wiosna. Milczala, zreszta nie miala do kogo sie odezwac. Jej serce powoli umieralo, przebijane tysiacami ostrych slow, gestow i czynnosci. Umieralo bynajmniej nie z Jego powodu. W parku spotkala kolezanke, ta namowila ja...a raczej prawie na niej wymusila... Spotkaly sie wieczorem...razem poszly na calonocne czuwanie. Szla przygnebiona i nie spodziewala sie jakiejs odmiany. I wtedy znow ktos powiedzial cos co odebrala jako obelge- kolejny ostry kawalek, ktory tak naprawde sama wbijala sobie w serce.Miala wrazenie, ze z ich nadmiaru peknie, umrze- dla wszystkich... Zaczelo sie...Nie spodziewala sie ze bedzie tak radosnie. Sluchala, wrecz spijajala slowa z ust tego kto czytal. Nie zauwazyla, ze ostre kawalki stopnialy, rany sie zagoily...napelniala ja sama radosc, a pod koniec spiewala pelna piersia. Graly bebny, gitary, klarnet, trabka, tanczyli, wszyscy nie widziala nigdzie takiej radosci. Mogla nareszcie powiedziec Zmartwychwstal, po tych kilkunastu latach wreszcie dla niej Zmartwychwastal... "Oto ja jestem z wami Oto ja jestem z wami Po wszystkie dni"